Była noc gdy w dalekiej afrykańskiej wiosce kobieta urodziła dziecko. Ojciec na wieść o tym wydarzeniu zaczął grać. Był najznamienitszym w wiosce bębniarzem, ale tej nocy grał tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Matka dziecka zaczęła śpiewać. Była najlepszą w wiosce pieśniarką, ale tej nocy śpiewała tak pięknie, jak nigdy dotąd. Babcia dziewczynki wzięła ją w ramiona i przytuliła mocno do serca. Popatrzyła czule w jej maleńkie oblicze chcąc odgadnąć jej imię. Potem spojrzała w niebo szukając tam natchnienia i dostrzegła złoty krążek księżyca. Tak – rzekła z zachwytem – będziesz Córką Księżyca, skoro urodziłaś się w jego pełni.
Dźwięk bębnów zwabił wszystkich mieszkańców wioski, którzy przybyli, aby świętować narodziny pierwszego dziecka młodych rodziców. Tańczyli, grali i śpiewali tak, że ziemia i cały wszechświat tańczył z nimi. I babcia z maleńką wnuczką podrygiwała w tańcu. Dlatego nikogo nie dziwiło, że dziewczynka zaraz potem gdy stanęła na własnych nogach, zaczęła tańczyć.
Ale jak! Magnetyzowała swoim tańcem każdego, kto na nią spojrzał. Tańczyła na weselach. Tańczyła na pogrzebach. Tańczyła przy narodzinach. Przyzywano ją gdy ktoś zachorował, bo jej taniec uzdrawiał chorych. Sprowadzał deszcz w czasie suszy. Jeśli rzeka występowała z brzegów, proszono Córkę Księżyca, aby zatańczyła, i wtedy wody się uspokajały. Jeśli słonce grzało za mocno, proszono Córkę Księżyca, by zatańczyła, i żar łagodniał. Była lekiem na całe zło.
Kto nie widział, jak Córka Księżyca tańczy, ten nie wie co to taniec.
A gdy po latach jej włosy pobielały, jej plecy się pochyliły, a nogi wsparła laska, ludzie w jej oczach nadal widzieli radość, bo jej serce nigdy nie przestało tańczyć.